Temat równouprawnienia przewija się w debacie publicznej dość często. Z jego definicji wynika, iż zarówno kobietom jak i mężczyznom przypisana jest taka sama wartość
społeczna oraz takie same prawa i obowiązki. Ponadto, przynajmniej w teorii, kobiety i mężczyźni mają (lub powinni mieć) dostęp do określonych zasobów. Czy jest tak w praktyce? Bywa z tym różnie. Największy dysonans zaobserwować można na rynku pracy – mimo, iż sytuacja płci pięknej poprawiła się w przeciągu ostatnich lat, wciąż dostrzec można wiele nierówności, zwłaszcza w dziedzinie ścieżek awansu oraz wynagrodzeń.
Jak wynika z badań przeprowadzonych w 2019 roku przez Gdańską Fundację Kształcenia Menadżerów Polki są lepiej wykształcone niż Polacy, mimo to ich potencjał w biznesie nie jest wykorzystywany w pełni. Aż 56% ankietowanych, biorących udział w tych badaniach, było świadkiem sytuacji, w których decydującym czynnikiem o awansie była płeć kandydata – w każdej z nich promocję otrzymał mężczyzna. Taki stan w dużej mierze bierze się ze stereotypów oraz z uwarunkowań społecznych. Od kobiet oczekuje się przede wszystkim tego, że zostaną matkami – zajście w ciążę, a w jej konsekwencji urlop macierzyński i wychowawczy, na długi czas wykluczają z rynku pracy. W obawie przed “niższą wydajnością” wielu przedsiębiorców nie decyduje się na zatrudnianie kobiet.
Opublikowane w raportach Ministerstwa Rozwoju analizy wskazują, iż zniwelowanie nierówności pomiędzy mężczyznami a kobietami na rynku pracy może mieć pozytywny wpływ na gospodarkę. Firmy mają dzięki temu dostęp do większej liczby potencjalnych pracowników o wysokich kwalifikacjach. Jednym z programów Unii Europejskiej, niemal od początku jej istnienia, jest wdrażanie polityki równych szans. Skupia się ona nie tylko na walce ze szkodliwymi stereotypami dotyczącymi płci, ale również na aspekcie godzenia życia zawodowego i prywatnego. Przyglądając się strukturom firm w krajach takich jak Szwecja, Niemcy czy Francja można przekonać się, iż działania te wynoszą wymierne skutki.